Kontrkultura na co dzień
Nie wiem, kiedy ten trend się tak bardzo rozpowszechnił, ale zauważyłam, że niemal 100 procent kobiet chodzi wyłącznie w spodniach. Co jakiś czas idąc ulicą obserwuję sposób ubierania się tzw. płci pięknej. Średnio na dwieście kobiet pięć nosi spódnice. Z kolei z tych dwustu może dziesięć wygląda w spodniach w miarę atrakcyjnie.
Można zatem zaobserwować nogi a’la Spongebob – dwa chude patyki rozdzielone przerwą, w którą zmieściłaby się piłka. Widać też rozpowszechnione nogi – balerony, sprawiające wrażenie, że materiał zaraz eksploduje. Nogi krzywe, o zachwianych proporcjach… To wszystko ujawniane i bezlitośnie podkreślane przez noszenie obcisłych spodni lub, co gorsza, leginsów… Choć oczywiście niektóre panie zdają sobie z tego sprawę i starają ukryć defekty, zakładając spodnie luźne, upodabniające nogi do dwóch prostych kłód drewna.
Przechodząc jednak do pań, które decydują się na spódnice. Przeważają tu dwa rodzaje – mini, ujawniające kolor majtek przy najlżejszym skłonie lub spódnice typu „biznes woman” – od garnituru. Te ostatnie z reguły wyglądają całkiem sympatycznie, choć bardzo oficjalnie. Ostatni mój spacer po Poznaniu przyniósł następujące rezultaty: dwie staruszki w spódnicach, trzy dziewczyny w mini, jedna bizneswoman, dwie dziewczyny w kobiecych kolorowych sukienkach, które miękkimi fałdami spływały ciut poniżej kolan… Sukienkowe dziewczyny okazały się Rosjankami.
Nie wiem, kto i kiedy przekonał Polki, że spodnie są atrakcyjne. Nie są. Są wygodne do uprawiania sportu i prac fizycznych. Jednak dobrze dobrana spódnica lub sukienka nie tylko jest wygodna, ale sprawia, że kobieta wygląda kobieco, maskując niedoskonałości budowy ciała. Dla mnie to po troszę kwestia estetyki. Wiadomo, że znikomy promil kobiet ma idealne kształty. Po co zatem jeszcze podkreślać swoje niedoskonałości ubieraniem się w eksponujące to wszystko bezlitośnie spodnie?
Co gorsza latem spodniom akompaniuje, o zgrozo, obcisły t-shirt dodatkowo podkreślający wylewające się znad biodrówek fale tłuszczu. To już niedługo. Brrr!…
Mam wrażenie, że jest to zamachem na kobiecość, próbą zrobienia z nas babochłopów. I mówię to jako osoba, która przez kilkanaście lat pracy w biznesie nosiła obcięte na krótko włosy i garnitury ze spodniami. Mea culpa!
Kilka miesięcy temu podjęłam postanowienie odzyskiwania prawdziwej kobiecości w przestrzeni publicznej. Zasada jest prosta – wyrzuciłam spodnie, nakupowałam sukienek i spódnic. Jest to akt świadomy, kontrkulturowy. Do tego naprawdę prosty w wykonaniu. Choć bynajmniej nie uznaję Marylin Monroe za wzorzec czy autorytet, powiedziała ona jedną rzecz, która jest naprawdę pomocna: „sukienka powinna być na tyle obcisła, by było widać, że jesteś kobietą i na tyle luźna, by było widać, że jesteś damą.” Ta prosta zasada pozwala zaakcentować kobiecość w sposób nienachalny.
Bogna Białecka
Za: pch24.pl