Wychowanie szlachcica polskiego
„W Polsce mężczyźni z wyższych sfer posiadają zniewalającą powierzchowność i nigdzie nie znajdzie się znakomitszych kawalerów. Są oni biegli we wszystkich ćwiczeniach ciała, celują jednak w konnej jeździe – Polak rodzi się na koniu – niezmiennie zachowują oni tę pierwotną cechę charakterystyczną dla ich sarmackiego czy scytyjskiego pochodzenia. Nie widziałem nigdy mężczyzn jeżdżących konno z takim wdziękiem i łączących większą marsowość z elegancją i delikatnością nowoczesnych obyczajów.”
Jak wyglądał najwcześniejszy okres życia (do momentu podjęcia nauki szkolnej) i typowe wychowanie mieszkających na Wołyniu synów szlachty polskiej, w latach 60. i 70. XVIII wieku? Pamiętniki dwóch Polaków odpowiadają na to pytanie.
Bardzo poczytny w XIX wieku Jan Duklan Ochocki pisał:
„Nie wiem jak tam wychowywano dzieci po pałacach i w stolicy, ale u nas na wsi jedna i niezmienna była rutyna i metoda. Ledwie dziecię zabełkotało i oczy otwarło, przedewszystkiem uczono je kłaść na sobie znak zbawienia, godło naszej wiary, krzyż święty. Pierwszemi słowy naszemi była modlitwa do Stwórcy, pacierz, któryśmy z matką powtarzali. Uczono nas potem artykułów tej świętej wiary, w której się nam Bóg dał urodzić; wpajano miłość bliźniego, przywiązanie do kraju, szczepione przykładem, podległość nieograniczoną rodzicom, prawu i władzy, którą Bóg postawił dla społecznego porządku, poszanowanie dla starszych, braterstwo dla równych, łagodność i wyrozumiałość dla niższych.”[1]
Przedstawiciel średniozamożnej szlachty polskiej, Jan Duklan Ochocki, urodził się w roku 1766 roku. Dwa lata wcześniej, bo w 1764 roku urodził się Wacław Borejko, który w pełni potwierdzał opinię Ochockiego:
„Wychowanie dziecinne
Pierwiastkowa młodość zależała zupełnie od samych matek, albo w nieszczęśliwym wypadku jej straty, od najbliższej krewnej i od czułej a doświadczonej piastunki. Najszczęśliwsze dzieci, które najpierwsze wychowanie pod okiem matki cnotliwej wzięły; o takowe nie było jeszcze trudno w epoce Stanisława Augusta [Poniatowskiego], zwłaszcza w jej początkach, póki wolniejące coraz obyczaje, wyrodów matczynej czułości nie potworzyły. – Od kolebki przeto do lat pięciu, powodowały, nawet synami, najwięcej matki, a później użyty był do synów dworak zasłużony i przywiązany do rodziców, a tym samym do ich potomstwa, a ten, już z woli ojca czuwał, aby synów oswajając ze wszystkiemi przedmiotami, utrzymywać na wolnem powietrzu, ile każda pora roku dozwalała, króciej, lub dłużej, dla czerstwości zdrowia, sił i wolnego ruchu.
Matki same nas wprawiały do religijnych obowiązków; wyrażały nam Istność Boga nieograniczonej dobroci, razem gniew Jego srogi i kary, za niewykonanie tego, co nam przepisał dla dobra istotnego rodu ludzkiego. – Uczyły same zwykle pacierze, klęcząc z nami wspólnie ze złożonemi rękami, oczyma wzniesionemi do góry, lub spuszczonemi ku ziemi, na znak upokorzenia się przed najwyższą Istnością. A gdyśmy tę odbywali powinność, otaczali nas żyjący dziadowie, babki i ojcowi, kiedy byli wolni od zatrudnień koniecznych, i wszyscy prawie domowi i dworscy. Wierzono bowiem, że modlitwa niewinności dziecinnej miała moc i wpływała na pomyślność wszystkich współ-żyjących i zmarłych . O! jak to podnosiło umysł dziecinny! czuło się już być sprawcą przez swoję modlitwę szczęścia dla swej rodziny domowej; a po odbytym pacierzu, wszyscy nam przytomni dziękowali, że o nich pamiętamy. I tak od dzieciństwa wprawiano nas do miłości bliźniego. Modlitwa w początkach na jednym Ojcze nasz i Zdrowaś Marya kończyła się, bo Wyznanie Wiary odkładano do czasu pojęcia lepszego.
Nie mogę odpuścić, że jedynaków, jedynaczki i słabowite dzieci, polecano opiece jakiego założyciela zakonu i obłaczano w kościele w zakonny poświęcony habitek do siedmiu lat noszenia, ale to votum, okrywało innych do lat dziesięciu. Widzieć było można po szkołach, między uczniami, różne próbki zakonów. Ja sam będąc jedynym synem, pijarską nosiłem sukienkę w początku szkół moich.
Do zabaw naszych dziecinnych na wsi, dobierano nam chłopców z wiekiem naszym zrównanych; wolne nam zostawiono igraszki, jakieśmy sobie wymyślili, a pod okiem naszego postrzegacza do wykonania pozwolone. – Nie było tam odznaki panicza; mógł Janek przewrócić go, jak współ-wiejskiego kolegę Pawełka; całowaliśmy się w twarze na przywitanie i pożegnanie; jednę tylko miał panicz prerogatywę, aby ich ugościł i nakarmił, w koło z niemi usiadłszy i z jednego naczynia jedząc. Tak nas przyzwyczajano do ludzkości, tak połączono naukę o miłości bliźniego z jej praktyką, i zaszczepiano przywiązanie ludu do swych panów przyszłych. – Przywiodłem przykłady na Henryku Niemiryczu przychylności poddanych w Czernichowie; na moim prapra[dzia]dzie z matki, Małyńskim, w Kuleszowszczyźnie; tu wzmiankuję rzecz równie prawdziwą. We wsi Charaługu, jednej z wiosek do mnie później należących, wprzód był dziedzicem ojciec żony mojej Jan Hański; w jednej jego potrzebie nagłej, bez poduszczenia ze strony właściciela, a tylko na prostą wiadomość o tej potrzebie, jedna familija włościańska przyniosła mu dwadzieścia tysięcy złotych. Pan Hański w rok zwracając kapitał, chciał opłacić procent, ale wspomnieni włościanie przyjęcia odmówili. «My nie dla zysku daliśmy Panu pieniądze, ale wiedząc że ich potrzebowałeś.» Po pobraniu się z moją żoną, odwiedził nas ojciec; wspomniał na tę życzliwą sobie rodzinę i powołał ją do siebie. Nie żyli starzy; opowiedział synom o przychylności ich rodziców; zaledwie i ci przyjęli dary, jakie im uczynił. Mój ojciec, podobnież oswojony z swojemi wiejskiemi równiennikami w Hubniku na Ukrainie, miał tak przychylne sobie gromady, że żadna według danego słowa nie połączyła się z Gontą, lubo broił w sąsiedztwie bliskiem; przekonały o swojej wierności, bo nie tylko własnych ekonomów, ale żydów, arędarzów, nawet sąsiedną szlachtę (o czem i pewien powieścio-pisarz wspomniał) przechowali z ich majątkami. Mam jeszcze w archiwum domowem pismo od pisarza gromadzkiego z ich rodu, że się gromady we wszystkich ojca mego Ukraińskich wioskach w wierności zachowują; w jednem zaś donosi, «że troch służaszczych wyszłych do Gonty gromady obwisyty kazały». Tak fałszywe są zdania o rzekomej całego ludu Wołyńskiego i Ukraińskiego nienawiści dla Panów w tych czasach. Ale wiele mogłoby się dodać podobnych przykładów.”[2]
Jak z tego wynika, w życiu dzieci szlacheckich na Wołyniu olbrzymie znaczenie miało wychowanie religijne. Zajmowały się nim kobiety.
Do cytowanych powyżej opisów, które wyjaśniają, w jaki sposób to się odbywało, można dodać i ten, który sporządził ksiądz Jędrzej Kitowicz, charakteryzując epokę nieco wcześniejszą, bo okres panowania Augusta III Sasa:
„Gdy dzieci uczono jeść, najprzód przed podaniem pokarmu uczono je formować znak krzyża św., wyrażając dziecięciu tenże znak jego własną rączką na czele, piersiach i ramionach; a gdy poczęło wymawiać słowa, natychmiast uczono go pacierza, nie pozwalając mu żadnego pokosztowania pokarmu, póki się przynajmniej nie przeżegnało, a doskonalsze, póki choć jakiej części pacierza nie nauczyły się na pamięć.”[3]
Przez pierwsze 5 lat życia, wychowanie dzieci spoczywało wyłącznie na barkach kobiet. Przez kolejne kilka lat, czyli do rozpoczęcia nauki szkolnej, chłopcy przechodzili pod opiekę związanego z rodziną sługi. Wtedy to:
„uczono nas czytać i pisać potrosze, jeździć na koniu i bić się w palcaty. Miałem nie więcej nad lat siedem, gdym przy karabeli, którą zachowałem do dziś dnia, dosiadał już konia, i co dzień musiałem, dla wprawy w robieniu bronią, bić się w kije krajką okręconą z Jasiem, synem podstarościego.
Tak otarganego nieco chłopaka, w latach dziewięciu lub dziesięciu oddawano zwykle do szkół […]”[4]
Charakterystyczne, że i Ochocki, i Borejko zwracali uwagę na wpajaną im miłość bliźniego oraz łagodność i wyrozumiałość dla chłopów. Kłóci się to ze stereotypowym postrzeganiem szlachty, ale znajduje potwierdzenie w innych źródłach[5].
Obaj szlachcice zwrócili uwagę na rolę zabawy w życiu dziecka. Ale jeden z nich dodał, że:
„W domu braliśmy częste i liczne chłosty”[6]
Stosowanie kar cielesnych było wówczas powszechną praktyką wychowawczą i to tak w najmłodszym wieku, jak i później, czyli w trakcie nauki szkolnej.
Wnioski
Wspomnienia z dzieciństwa Jana Dukli Ochockiego i Wacława Borejki świadczą o tym, że wychowanie szlacheckich synów na Wołyniu w latach 60. i 70. XVIII wieku było niczym innym jak realizacją postulatów zgłaszanych przez pisarzy staropolskich już w XVI – XVII w[7]. Na przykład:
„Baliński nakazywał «uczyć [chłopca] aby żadnym nauboższym nie gardził i każdego pożałował» przyzwyczajać do dobroczynności, uczyć od małego wspomagania biedniejszych.”[8]
Podobnie było ze stosowaniem kar cielesnych. Dzisiaj „częste i liczne chłosty” mogą bulwersować, ale dawniej:
„Jedną z podstawowych metod wychowawczych przez długie wieki była kara, i to najczęściej kara fizyczna, mówiąc najprościej nasi przodkowie po prostu bili dzieci twierdząc, że tylko w taki sposób wychowają swoje pociechy na dobrych ludzi. I nie wynikało to z okrucieństwa rodziców, czy opiekunów, tylko z przekonania, że jeżeli kocha się dziecko, to należy je bić.”[9]
Kary fizyczne były akceptowane. Dbano tylko o to, by były one dostosowane do wieku i przewinienia chłopca.
Uwagę również zwraca żywa wciąż tradycja przyuczania szlacheckiego syna do konia i szabli. Nic więc dziwnego, że podróżujący po Polsce w roku 1778 Anglik, William N. Wraxall, uważał:
„W Polsce mężczyźni z wyższych sfer posiadają zniewalającą powierzchowność i nigdzie nie znajdzie się znakomitszych kawalerów. Są oni biegli we wszystkich ćwiczeniach ciała, celują jednak w konnej jeździe – Polak rodzi się na koniu – niezmiennie zachowują oni tę pierwotną cechę charakterystyczną dla ich sarmackiego czy scytyjskiego pochodzenia. Nie widziałem nigdy mężczyzn jeżdżących konno z takim wdziękiem i łączących większą marsowość z elegancją i delikatnością nowoczesnych obyczajów.”[10]
Niestety w latach 60 i 70. XVIII wieku do przeszłości należały dawniejsze tradycje przyuczania szlacheckich synów do walki kopią. A i wkrótce, bo w początkach XIX wieku, miał zniknąć żywy jeszcze za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego zwyczaj szermierki palcatami przez dzieci i młodzież[11]. Powolny zanik tradycji rycerskich miał wielorakie skutki, z porzuceniem zbroi, ozdobnej broni, paradnych rzędów końskich i w końcu polskich strojów[12].
dr Radosław Sikora
[1] Jan Duklan Ochocki, Pamiętniki. t. 1. Warszawa 1910. s. 7 – 8.
[2] Pamiętniki domowe. Zebrane i wydane przez Michała Grabowskiego. Warszawa 1845. s. 13 – 17.
[3] Jędrzej Kitowicz. Opis obyczajów za panowania Augusta III. Red. Zbigniew Goliński. Warszawa 2003. s. 54.
[4] Ochocki, Pamiętniki, s. 8.
[5] Radosław Sikora, Polski chłop o dziedzicu.
[6] Ochocki, Pamiętniki, s. 8.
[7] Dorota Żołądź-Strzelczyk, Dziecko w dawnej Polsce. Poznań 2006. s. 211 – 226.
[8] Tamże, s. 217.
[9] Tamże, s. 218.
[10] Wraxall N. William: Memoirs of the courts of Berlin, Dresden, Warsaw and Vienna in the years 1777, 1778, 1779. t. 1. Londyn 1806. (cytat za: Jan Antoni Wilder, Okiem cudzoziemca. Warszawa 1959. s. 108).
[11] Radosław Sikora, Palcaty – ulubiona zabawa młodzieży polskiej w XVII – XVIII w.
[12] Radosław Sikora, Gdzie się podziały zbroje husarskie? Czyli jak staliśmy się Europejczykami.
ZA: http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,rzeczpospolita?zobacz/wychowanie-szlachcica-polskiego