Problem dominującej Mszy Czytanej i rzadkiej Mszy Śpiewanej

PETER KWASNIEWSKI

perfect4

Twoje ustawy stały się dla mnie pieśniami
na miejscu mego pielgrzymowania
. PS 119,54

Gdyby chcieć scharakteryzować Mszę czytaną jednym słowem, tym słowem byłoby „POKÓJ”. A gdyby szukać słowa aby opisać Mszę śpiewaną, mogłoby to być „CHWAŁA”. Są to dwie strony tajemnicy głoszonej w pieśni aniołów: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Łk 2:14). Bóg na wysokości zasługuje aby otrzymać hołd z tego co najpiękniejsze i najbardziej podniosłe, co widzimy w Missa cantata, jeszcze bardziej w Mszy solennej, a przede wszystkim w Mszy pontyfikalnej. Niemniej prawdziwe jest to, że Syn boży wszedł pośród nas jako Syn człowieczy, z cichą pokorą odzwierciedloną w cichej modlitwie i szlachetnej prostocie Mszy czytanej. Śpiewana czy czytana, pełna wspaniałości czy pełna wyciszenia, tradycyjna Msza wprowadza w stan modlitewnego skupienia i odciska się stanem szczerej adoracji.

Kontemplacja jest spojrzeniem wiary utkwionym w Jezusie. „Ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie” – oto co pewien chłop z Ars z czasów swego świętego proboszcza zwykł mówić gdy modlił się przed świętym tabernakulum. Kontemplacja zwraca również swe spojrzenie ku tajemnicom życia Chrystusa. Przeto uczy się „wewnętrznej wiedzy o naszym Panu”, bardziej go kochać i za nim podążać (Katechizm, 2715).

Msza śpiewana była – i (w pewnym sensie) wciąż jest – liturgią normatywną dla Rytu rzymskiego. Chociażby tak jak liturgie bizantyjskie są z zasady śpiewane, tak też (swego czasu) z zasady śpiewana byłą liturgia rzymska; jej śpiewana forma na długo poprzedzała rozwój liturgii recytowanej i jest wciąż ideałem, gdy okoliczności na to pozwalają, o ile opierać się na Magisterium.

Niestety mentalność Mszy-czytanej-jako-normy jest silna i trzyma ludzi w swym uścisku. Przyjaciółka napisała do mnie, że w jej lokalnej wspólnocie TMT (Tadycyjnej Mszy Trydenckiej), około 40 osób uczęszcza na niedzielną Mszę śpiewaną, jednakowoż Msza czytana jest wypełniona wiernymi. Ludzie ci lubią to, że jest ona wcześnie rano, daje ciche chwile na prywatną modlitwę i nie trwa zbyt długo. Takie nastawienie z kolei może oznaczać kilka rzeczy.

Po pierwsze, nie da się zaprzeczyć że ludzie na Zachodzie (bodaj w szczególności Amerykanie) na ogół bywają niecierpliwi wobec ceremonii i rytuałów religijnych oraz skłonni byliby wypełnić swój obowiązek tak efektywnie jak to możliwe. Śpiewane w całości z Liber Usualis, wielkie międzylekcyjne chorały – odnoszę się do Graduału i Alleluja, lub Graduału i Traktu, lub paschalnego, podwójnego Alleluja – niektórym niewątpliwie wydałyby się jak bytność w Czyśćcu. Msza śpiewana jest ucztą dla zmysłów i ducha, ale zdecydowanie wymaga więcej pracy aby ją odprawić i więcej czasu aby ją docenić, a zabiegani Amerykanie są często niechętni aby zainwestować czy to dodatkową pracę, czy to więcej czasu wolnego.

Drugim i zależnym problemem jest straszliwy brak edukacji muzycznej kleru i świeckich, który zniechęca do prób śpiewania Mszy. Czasami może być prawdą że po prostu brakuje zasobów muzycznych. Jednak najczęściej problemem jest kombinacja nierozsądnych oczekiwań oraz ludzi będących nieco leniwymi. Msza śpiewana nie musi brzmieć jak studyjne nagranie. Wystarczy aby wszystko co ma być zaśpiewane było zaśpiewane, z prawidłowymi tekstami i w przybliżeniu właściwymi melodiami.

Po trzecie kurczowe trzymanie się Mszy czytanej jest dogłębnie znakiem istnień ludzkich wygłodzonych i łaknących ciszy i rodzaju odosobnienia. Wielu jest pociągniętych do tradycyjnej Mszy łacińskiej właśnie ponieważ jest ona i sprawia wrażenie nieśpiesznego, poważnego i intymnego spotkania z Bogiem, jak Mojżesz przed gorejącym krzewem, forma praktyki religijnej całkowicie Mu oddana i wywołująca w praktykującym synowską bojaźń oraz niemą cześć wobec Pana nieba i ziemi. Sama tylko postawa księdza i długie momenty ciszy podkreślają że w tym wszystkim chodzi o Niego, a nie o ciebie, a o ciebie tylko o tyle, o ile należysz do Niego. W rzeczy samej ta forma Mszy jest tak teocentryczna, że sprawia wrażenie – że tak się wyrażę – nie zważać na to co myślisz i czujesz, co jest ogromnie wyzwalające. Jak oswobadzające jest wejść do kościoła, uklęknąć i dać się porwać przez wspaniałą modlitwę Wiecznego Wysokiego Kapłana, ofiarę która jest o tyleż wspanialsza i wznioślejsza niż ty i twoja nędza, a do której przyczynienia się swym wdowim groszem wciąż jednak jesteś zaproszony, wiedząc że Chrystus go przyjmie i pomnoży!

13161898_1275177895829166_5257594800365753550_o

Tego wszystkiego dostarczają zarówno tradycyjna Msza czytana jak i Msza śpiewana, ale nie zreformowana liturgia która zmierza ponad wszystko do nawiązania kontaktu ze zgromadzonymi na miejscu i zmobilizować ich do działania. Tam też pojedynczy wierny jest wywołany do tablicy, zostaje uczyniony obiektem apelów i przedmiotem żądań oraz zagonionym do komunii będąc jednocześnie wdrażanym do czucia się swobodnie w obliczu sacrum. Niewiele (jeśli w ogóle) jest zwyczajności w bojaźni i osłupieniu które powinny być naszym usposobieniem ku mysterium tremendum et fascinans.

Tym samym trudno się nie zastanawiać czy ci, którzy nawet w niedziele i święta preferują Mszę czytaną i mogą odczuwać brak entuzjazmu dla Mszy śpiewanej, być może nie modlą się wystarczająco poza Mszą, co skutkuje tym że Msza czytana staje się dzienna lub tygodniową witaminowaną dawką modlitwy, dość silną aby zrekompensować sposób życia który jest niewystarczająco odżywczy. W życiu kogoś kto jest związany z Panem różnymi więzami miłości – np. Laudesami lub Nieszporami lub innymi krótszymi godzinami Świętego Oficjum, lectio divina, lekturą duchową, Adoracją Eucharystyczną oraz Różańcem, aby wymienić najbardziej znaczące – Świętej Ofierze Mszy wolno być tym czym prawdziwie jest: szczytem, fons et culmen vitae Christanae, czasem „pójścia na całość”.

Jak wiemy „cztero-hymnowa kanapka” dominująca dziś prawie wszystkie parafie Zwyczajnej Formy nie jest nowym wynalazkiem wywrotowych lat sześćdziesiątych, ale wywodzi się z przyzwolenia aby śpiewać hymny w językach narodowych na Mszach czytanych w dekadach poprzedzających Sobór Watykański II. W celu rozwiązania tego problemu wspólnotowego sentymentalizmu, który był w sprzeczności z publicznym, oficjalnym i obiektywnym charakterem liturgii oraz z autentycznym uczestnictwem ludu w liturgii jako danej, sam Sobór wezwał do używania chorału gregoriańskiego, renesansowej polifonii oraz nowo-komponowanej muzyki która brała by przykład z tych wzorców i naśladowała ich walory. Nieszczęśliwie pozostaliśmy przy rutynowej cztero-hymnowej kanapce, z tą tylko różnicą że niegdysiejszy tandetny Styl wiktoriański został zastąpiony stylem lekkiego rock’a lub pseudo-folkowym. Nie nastąpiła żadna zmiana oficjalna, zaledwie substytucja materialna. Wszystkie podskórne przypuszczenia i oczekiwania pozostały takie same, a wezwanie do zaangażowania się w liturgię jako taką, aby móc prowadzić vita liturgica, zostało zlekceważone.

Oczywiście możliwe jest wyposażenie Mszy czytanej w muzykę posiadającą stosowne cechy poprzez śpiewanie chorału (Adoro te, Ave verum corpus, itd.), wybieranie właściwej muzyki organowej i używanie gustownych hymnów, ale wszystko to jest wciąż dalekim echem Mszy śpiewanej lub Mszy solennej, którą ujmują wyrażenia liturgia-jako-muzyka i muzyka-jako-liturgia.

Gospel (2)

Jeśli dziś nie dość poważnie potraktujemy różnicę między śpiewaniem Mszy a śpiewaniem na Mszy , albo między egzaltowaną celebracją publiczną a zredukowaną celebracją prywatną, znajdziemy się w niebezpieczeństwie odtworzenia nowej formy katolicyzmu lat pięćdziesiątych, który jest obłożony ryzykiem rozpadnięcia się jak domek z kart w wyniku niepowodzenia przyjęcia pełni naszej liturgicznej tradycji. Najbardziej jak to możliwe święta liturgia musi być celebrowana w całości, w swej spójności rytuału i muzyki, jeśli mamy nadzieję doczekać się odrodzenia godnego naszej tradycji i trwałego lekarstwa na trucizny racjonalizmu i utylitaryzmu, które wkradły się do prawie każdego aspektu współczesnego życia. Liturgia musi jawić się nie tylko jako prawda, ale jako splendor prawdy, manifestacja chwały Boga.

Mój syn czytał ostatnio żywot św. Hugona z Lincoln i podzielił się ze mną następującym, uderzającym fragmentem:

Hugo w rzeczy samej nigdy nie przeoczył faktu, że biskup jest po pierwsze i najważniejsze głównym sługą liturgii. Nigdy nie pozwalał na najmniejsze niechlujstwo w śpiewaniu Oficjum. Pewnego razu asystował do Mszy z innym biskupem Hugonem de Nonant z Coventry. Mieli następnie ucztować z królem. Aby nie opóźnić kolacji biskup Coventry chciał Mszy czytanej i zaczął czytać Introit Wyznawcy, Os justi, swoim mówionym głosem. Hugo nie chciał mieć z tym nic do czynienia i zaczął śpiewać Introit z wszystkimi nutami Proprium. Jak św. Dominik który śpiewał swą codzienną Mszę, Hugon zdawał się stosować do świetnej zasady, przeciwieństwa tego co niestety otrzymujemy dzisiaj, nie czytaj Mszy jeśli możesz ją zaśpiewać. Można sobie wyobrazić jego osąd nad licznymi parafiami gdzie Msza nie jest śpiewana nawet w niedziele i wielkie święta.

Artykuł ten nie jest zamierzony jako argument przeciwko Mszom czytanym w dni powszednie lub Mszom „prywatnym”, które mają swoje miejsce i swe kontemplacyjne piękno. Jest to raczej apel o podniesienie naszego wspólnotowego kultu w niedziele i inne dni święte, tak abyśmy świętowali te dni z odpowiadającą im solennością, robiąc wszystko co w mocy naszego ciała i ducha, budując na wszystkich darach naszej wiary.

 

ZA: http://www.newliturgicalmovement.org/2016/06/the-problem-of-dominant-low-mass-and.html#.V5hWYdSLRr1