W kresowym salonie
W wieku XIX wiodącą rolę w rozwoju kultury odgrywał salon. Twórcy i miłośnicy literatury oraz meandrycznych dyskusji o sztuce bywali w wielkomiejskich salonach artystycznych i literackich lub w Salonie Paryskim – miejscach skupiających elitę kulturalną. Prawdziwie zaś serdeczne rozmowy i gawędy – rodzinne, acz nierzadko również artystyczne i literackie, historyczne i patriotyczne czy sięgające do legend i baśni – wypełniały ówczesny salon kresowy.
Pokój ten będąc przeznaczony do przyjmowania gości, może więcej ozdób od reszty domu pomieścić, jednak usilnie cię proszę, abyś w nim, lub też gdziekolwiek bądź, nie trzymała rzeczy bez użytku ani takich, które właśnie służąc mają do potrzeb, w bawialni znajdować się nie powinny (…) dobry smak zależy od harmonii, która na rozsądku oparta być musi – taką oto przekonującą wizję salonu kreśli Karolina Nakwaska w dziewiętnastowiecznym poradniku zatytułowanym Dwór wiejski – dzieło gospodyniom wiejskim poświęcone przydatne i osobom w mieście mieszkającym (Lipsk 1857).
W początkach wieku XIX dwór był bastionem patriotyzmu, a zarazem tęsknoty za dalekim światem. Zasada: Gość w dom, Bóg w dom tak była na Kresach powszechna, że każdy dwór otwierał swe podwoje dla gości nawet niezapowiedzianych. Życie rodzinne i kulturalne wszystkich domowników dworu toczyło się w salonie‑bawialni. To tutaj stał fortepian, przy którym zbierali się domownicy; tutaj wymieniano się informacjami i rozmawiano o sztuce; tutaj przyjmowano gości i dzielono się ploteczkami o znajomych czy postaciach powszechnie znanych; tutaj rozprawiano o wydarzeniach bliższych i dalszych, o nowinkach z sąsiedztwa i modach lansowanych przez towarzyskie elity, jak też o skandalach i skandalikach.
Inne tematy poruszano w miejscach bardziej dla nich stosownych: pan domu interesy załatwiał w gabinecie, za zamkniętymi drzwiami, pani o problemach domowych rozmawiała w kuchni. O polityce natomiast rozmawiali tylko panowie – dla bezpieczeństwa reszty domowników – rzecz jasna! Kresowy salon był podówczas również miejscem lektury i rozstrzygania najważniejszych spraw rodzinnych.
Tu kwitło życie
Typowy dwór kresowy z łamanym dachem budowano na planie prostokąta jako modelowy przykład stylu klasycystycznego. Szerokie schody zapraszały do wejścia, a centralnie usytuowany przed nimi gazon wabił różnorodnością kwiatów i okazale cudnym krzewem. Przez ganek strudzony podróżny wchodził do obszernej sieni zdobionej licznymi trofeami myśliwskimi – w drodze do salonu towarzyszyły mu jelenie rogi, cietrzewie i głuszce oraz orły z rozpostartymi skrzydłami. W starych dworach kresowych sień wiodła przez cały dom i otwierała się na kolejny ganek z drugiej jego strony. Ilość pokoi zależała od stanu majątkowego właściciela, ale w każdym dworze najbardziej rodzinnym miejscem był salon.
Na początku wieku XIX kwitła w nim konwersacja – jako wzajemna gra myśli i zdarzeń, przenikania świata minionego i przyszłego, wyśnionego i przekalkulowanego. Tu właśnie toczyły się rozmowy o wielkich dziełach ludzkiego intelektu, o znakomitych osobistościach, o rzeczach narodowych – zgodnie z zasadami konspiracji wymuszonymi czasem zaborów.
Na nakrytym serwetą stole stała lampa naftowa, leżały albumy z rodzinnymi zdjęciami, czasem jakieś francuskie romansidło. Obok – oprawne roczniki „Muchy” czy „Tygodnika Ilustrowanego”. W wielu salonach dziewiętnastowiecznych można było podziwiać bibeloty eksponowane w przedziwnych konfiguracjach na meblach – zgodnie z ówczesną modą –mahoniowych. Cacka te były wizytówką państwa domu i stanowiły o ich poczuciu gustu… lub bezguściu.
W zamożniejszych salonach kresowych gości i podróżnych sadzano na krzesłach krytych adamaszkiem, a stół z drzewa gruszowego czy czereśniowego zdobiony intarsją, na przykład w motywy ogrodowe, przykrywano delikatnym obrusem haftowanym przez babcię lub nastoletnią wnuczkę.
Tradycyjnym dniem składania zapowiedzianych wizyt była niedziela. Gości zapraszano po kościele bądź na podwieczorek. A warto nadmienić, że bywanie w towarzystwie traktowano wówczas jak obowiązek. Kto tego obowiązku zaniedbywał, narażał dobre imię całego rodu! Dbano też o przestrzeganie zasad dobrego wychowania – ot, na przykład, w towarzystwie osób wiekowych przedstawiciele najmłodszego pokolenia nie siadali w fotelu czy na kanapie, lecz na krześle.
I oto już płyną pierwsze dźwięki muzyki. Ta nader często wypełniała swą obecnością wnętrze salonu. Salon dziewiętnastowiecznego domu polskiego rozbrzmiewał muzyką od rana do nocy. Muzyka była wszak jednym ze środków komunikowania się oraz naturalnym tłem codziennych czynności. Ba, pod pozorem wspólnego muzykowania w salonach polskich dworów spotykali się przyszli powstańcy, by przy dźwiękach utworów Chopina zawiązywać stowarzyszenia patriotyczne i planować walkę z zaborcą.
Klasycznego przykładu tak zwanej muzyki salonowej dostarcza miniatura Tekli Bądarzewskiej Modlitwa dziewicy, jak również Śpiewnik domowy Stanisława Moniuszki. Utworów tych nie wykonywano podczas koncertów scenicznych, co jednak wcale nie znaczy, że muzyka salonowa odcinała się od profesjonalizmu. Wręcz przeciwnie – muzyka rozwijająca się w dużych ośrodkach miejskich żyła w prowincjonalnych dworach za sprawą wieloletniej prenumeraty wydawnictw nutowych oraz popularnych czasopism. W dobrym tonie leżało nabywanie muzycznych nowinek.
W dziewiętnastowiecznym salonie kresowym muzykowano na potęgę, urządzano wieczorne śpiewy wspólne – codzienne i świąteczne – na przemian z czytaniem na głos urywków z wielkiej literatury. W tradycyjnych dworach kresowych, które ominęła francuszczyzna, do lekcji fortepianu zasiadały Marysie, Elżbietki, Anulki i Joasie, by godzinami ćwiczyć moniuszkowską nutę – zimą marzły im delikatne paluszki, gdyż salon był obszerny, zatem trudny do ogrzania. Nierzadko też długie zimowe wieczory spędzano w cieplejszym i przytulniejszym – bo mniejszym – saloniku zielonym, niebieskim czy złotym (w zależności od koloru ścian).
Salon kresowy nie byłby sobą bez muzycznych dewocjonaliów – dwory nierzadko leżały w sporej odległości od kościoła, dlatego wiele nabożeństw odbywało się w salonie. Obficie czytano literaturę maryjną, ochoczo śpiewano Godzinki i pieśni do Matki Bożej, a w maju – Litanię Loretańską.
Skupieni na sztuce wielkiej, narodowej jakże często zapominamy, że w XIX wieku kwitł gatunek malarstwa zwanego „salonowym”. Należą doń dzieła wprawdzie profesjonalnie poprawne, ale nieco niższego lotu, nieroszczące sobie ambicji do miana sztuki narodowej – to po prostu malarski odpowiednik salonowej konwersacji, swoista odpowiedź na zapotrzebowanie ludzi na piękno dostępne w codziennym życiu. Były więc owe obrazy atrakcyjne i wzruszające, a przede wszystkim – jednoznaczne w odbiorze. Szczególną atencją otaczano autorów dzieł inspirowanych dziejami Polski oraz motywami religijnymi. Na Kresach kult Najświętszej Panienki stwarzał szczególne zapotrzebowanie na bardziej prywatną wizję tej postaci. Trudno o lepszą odpowiedź na taką potrzebę niż cykl obrazów Piotra Stachiewicza Legendy o Matce Boskiej. W salonach kresowych pojawiała się też wielka ilość obrazków o tematyce dziecięcej. Motywy te gwarantowały bowiem łatwość wzruszenia, były też czytelne w przesłaniu. Każdego poruszy los sieroty czy małego skrzypka, który tylko wiernego psiaka ma za opiekuna…
Istotną tematyczną nowością malarstwa ostatnich dekad XIX wieku było również wyobrażenie świata bezpośrednio otaczającego artystę – obrazy o charakterze towarzyskim, pracownianym czy salonowym, związane z zawodowym, przyjacielskim bądź rodzinnym kręgiem artysty. Ten świat to eleganckie pracownie odwiedzane przez piękne kobiety niosące natchnienie i wytchnienie twórcy; to domowe koncerty w artystycznie zaaranżowanych wnętrzach; to salony w rodzinnych dworach; to towarzyskie spotkania i błahe rozrywki na tle rozsłonecznionego pleneru, w którym coraz częściej malarze ustawiali swe sztalugi.
Wiele dworów prowadziło tak zwaną księgę domu, w której dokumentowano najważniejsze wydarzenia z życia rodziny, a także odnotowywano wizyty. Odwiedzający wpisywali do niej podziękowania za wspaniałą gościnę – zdarzały się również dłuższe, nawet wierszowane wywody wychwalające niezwykłe walory gospodarzy. Księga gości, później nierzadko urozmaicona zdjęciami, stanowiła cenną, zazwyczaj wielopokoleniową kronikę życia we dworze.
Dziewiętnastowieczny salon kształtował kulturę duchową i materialną oraz formował postawy patriotyczne i gusta estetyczne. Wyodrębnił też specyficzne nurty w różnych dziedzinach sztuki, dlatego możemy mówić o malarstwie salonowym bądź o muzyce salonowej. Salon kresowy – w literaturze, sztuce, muzyce i wspomnieniach przekazywanych z pokolenia na pokolenie – jest miejscem szczególnym, oazą życia codziennego. Miejscem elitarnym, ze względu na ludzi, których gościł, lub przez wzgląd na odświętny charakter roli, którą spełniał w zwykłym domu. Pozornie naznaczony kulturą francuską był przede wszystkim przestrzenią edukacji patriotycznej, muzycznej, artystycznej oraz przestrzeni naturalnego przyswajania zasad bon‑ton.
Próżno szukać niegdysiejszego piękna w dzisiejszych „salonach” fryzjerskich, pogrzebowych, samochodowych czy komputerowych! Cóż pozostało z dziewiętnastowiecznego salonu kresowego? Tęsknota i skłonność do idealizacji. Odrobina muzyki i poezji… Polska Ludowa nader niechętnie zezwalała na mówienie o Kresach, a i salon zniknął z powszechnego użycia. Przez dziesiątki lat poczesnym miejscem polskiego domu był „duży pokój” – nie salon. Wskrzeszamy jego istnienie poniewczasie.
Marta Cywińska – romanistka, doktor nauk humanistycznych. Autorka około dwudziestu książek, felietonistka tygodnika „Polska Niepodległa” i portalu prawy.pl.
Artykuł ukazał się w 41. numerze magazynu „Polonia Christiana”
ZA: http://www.pch24.pl/w-kresowym-salonie,31946,i.html#ixzz3f6bvdrEN